Klientka stoi naprzeciwko swojego męża. Patrzy mu głęboko w oczy. Są pełni miłości i oddania. Przezwyciężyli wszystkie trudności. Dzięki ustawieniu odkryli, co ich blokowało. Kłaniają się swoim rodzicom, biorą dziecko za rękę i odchodzą w swoje życie.
Od dziś wszystko będzie inaczej, wszystko będzie dobrze. Happy end.

Bywa tak. Ale bywa inaczej.

Klientka stoi naprzeciwko męża. Próbuje mu spojrzeć w oczy, ale nie jest w stanie. Wreszcie patrzy z trudem. Czuje, że ten związek już się zakończył, a wszystkie próby zaprzeczenia temu tylko przedłużają agonię. Jedynym dobrym rozwiązaniem jest rozstanie. Bolesne, bo klientka przyszła z intencją ratowania małżeństwa.

A może być i tak, że klientka nawet nie dojdzie w ustawieniu do momentu spojrzenia na męża. Coś zablokuje jej ruch w polu. Odsłoni się historia, której nie znała i na spotkanie z którą nie jest gotowa. Trauma rodowa, jak na przykład gwałt, morderstwo, oddanie dziecka, tak straszna, że wszystko wokół zamiera.

Co wówczas powinien zrobić terapeuta? Czy powinien „zadziałać”, aby doprowadzić do szczęśliwego finału?

Klient zazwyczaj przychodzi z nadzieją na rozwiązanie problemu. Wykazał się wielką odwagą, czasem walczył ze sobą, przymierzał się do ustawienia wiele miesięcy, a nawet lat.
Ma wielkie oczekiwania. Czy terapeuta powinien je spełnić?

Nie.

Doświadczenie terapeuty widać w jego odwadze do przerwania ustawienia, które nie płynie. Tak pracuje sam Bert Hellinger. A jeśli pole pozwoli, aby ustawienie się dopełniło – to i klient, i terapeuta powinni zaakceptować zakończenie zgodne z „ruchami Ducha”. Nadużyciem wobec pola, wobec metody i wobec klienta jest świadome prowadzenie ustawienia tak, aby pracę wieńczył „happy end”.

Pozwolenie na działanie pola jest uczciwe i daje szansę na prawdziwą, głęboką, dalekosiężną zmianę. Nawet, jeżeli klient jest „tu i teraz” niezadowolony i rozczarowany.

Jak to możliwe? Jak można pozytywnie ocenić ustawienie, które zostało przerwane, albo które źle się zakończyło?

Ustawienie przerywane jest wówczas, gdy energia przestaje płynąć. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy klient bądź jego system rodzinny doszli do granicy. Zobaczyli i przyjęli to, co było możliwe. Nie są w stanie przyjąć niczego więcej.
„Zamarcie” ustawienia to wówczas mechanizm obronny. Chroni duszę klienta i duszę rodziny przed nadużyciem.

Jeżeli terapeuta decyduje się na kontynuację tej pracy, dzieje się to zazwyczaj na jego energii i bardziej przypomina dramę, niż ustawienie hellingerowskie.

Czy to szkodzi klientowi? Tak.

To falstart. Nie odbywa się w harmonii z ruchem duszy klienta. Czasem nawet przeciwko niemu.

Jeżeli klient nie jest gotowy, to rozwiązania podsuwane przez terapeutę nie będą trafiały do jego duszy i serca. Będą przyjmowane (lub nie) przez głowę. To sprawia, że klient traci szansę na wgląd, który mógłby pojawić się po przerwanym ustawieniu. Każde ustawienie bowiem pracuje, nawet jeśli zostało przerwane. A przerwane działa być może nawet intensywniej, bo dusza wie, że coś wymaga pracy.

Jeśli klient przyjdzie na kolejną pracę z tym samym tematem, zazwyczaj ustawienie płynie dalej. Klient jest w stanie zobaczyć więcej, zmierzyć się z kolejnymi odsłonami źródła problemów. Może z lekkością pójść w stronę rozwiązania.

Nie oznacza to, że dwa ustawienia zawsze wystarczają! Bywają tematy, do których klienci podchodzą wielokrotnie, na przestrzeni miesięcy, czy nawet lat. Za pierwszym razem patrzą jakby „przez dziurkę od klucza” – coś mignie i to wystarczy. Za drugim razem idą kilka kroków dalej, za trzecim – pojawia się zupełnie inny aspekt ich problemu. Nie ma reguły. Ale ważne jest, aby działo się to w tempie, który wyznacza dusza klienta.

A jeśli ustawienie nie kończy się tak, jak byśmy chcieli? Łatwo przecież powiedzieć „podejdźcie do siebie”, „spójrzcie sobie w oczy”. Tylko, czy to coś da? Niestety nie. Terapeuta może pobudzić, unaocznić to, co się dzieje w polu, ale nie może stworzyć nowej jakości.

Ustawienia hellingerowskie wymagają odwagi – nie tylko do zobaczenia tego, co ukryte, ale i przyjęcia tego, co wychodzi na jaw.

Trzeba zrobić to, co jest możliwe, nic więcej.

Cytując za Bertem: „Pomaganie jest niebezpieczne, ponieważ może się wiązać z wkroczeniem w ruch innej duszy i może ten ruch zakłócać. Dlatego jeśli chcę pomóc, muszę najpierw wejść w harmonię z duszą drugiego człowieka i poczekać, aż jego dusza wejdzie w harmonię z moją. Muszę poczekać, aż dusze wspólnie zaczną wibrować.
Wtedy mogę drugiego człowieka prowadzić w harmonii ze swoją i z jego duszą. Tylko jako towarzysz jego duszy i tylko tak daleko, jak daleko pozwalają obydwie dusze: jego i moja.”

Anna Kuberacka i Małgorzata Rajchert-Lewandowska