Osoby zainteresowane warsztatami serdecznie zapraszam do przeczytania paru słów o tym, jak pracuję.
Dopóki nie przerosnę mistrza ( a mało prawdopodobne, że się to wydarzy w tym życiu ) podążam za nim. Nie podążam sztywno za koncepcjami, bo nie pracuję z koncepcji. Podążam za nim w sposobie pracy. Widzę, że przechodzę taki proces jak on.
Ktoś zgłasza się do ustawienia, siada obok mnie i oboje trwamy połączeni w ciszy. I wtedy „czuję” klienta i już wiem o co chodzi. O nic nie pytam, zupełnie o nic. Czasem klient chce jednym słowem albo zdaniem powiedzieć z czym przychodzi. Tyle. Stawiam reprezentanta klienta w polu i on nam pokazuje o co chodzi. Bez faktów, bez koncepcji. Nie chcę niczego wiedzieć o kliencie i jego rodzinie, żeby się nie sugerować, ani żeby reprezentanci nie sugerowali się tym co usłyszą.
Kiedyś nie umiałam tak pracować, bo chciałam rozumieć o co chodzi w polu. Łatwiej mi było trzymać się koncepcji w stylu: brak partnera oznacza nieprzyjętą matkę. Dzisiaj myślę następująco: nawet jeśli problemy w związkach wiążą się z nieprzyjęciem matki, to niech pole samo to pokaże.
Z biegiem lat mój sposób pracy ewoluował. Jak patrzę na sposób pracy Berta na przestrzeni lat, to jego ewoluował tak samo. Na koniec życia bez formalnego ustawienia „widział” co się dzieje w rodzinie. Wystarczyło, że wszedł w rezonans z klientem. Nie musiał robić ustawienia żeby np. „widzieć”, ze na poziomie nieświadomym klienta ciągnie do śmierci. Myślałam, że Bert ma szczególny dar jasnowidzenia. Dzisiaj sama tak pracuję i nie uważam siebie za jasnowidza. Intuicję po prostu można wyćwiczyć. Z upływem lat otwiera się coraz bardziej i bardziej. Dlatego mówię, że podążam za Mistrzem. Widzę, że idę taką drogą jak on. I ogromnie mnie to cieszy. Może nieskromnie 🙂
Małgorzata Rajchert-Lewandowska