Piątkowe popołudnie, prowadzę warsztat ustawień w pracy zawodowej i biznesie.   Do własnego ustawienia zgłasza się kobieta.  Całą sobą mówi: klasa i profesjonalizm, a do tego jest komunikatywna i sympatyczna.   Z czym przychodzi?  Z brakiem pracy.  Przez kilkanaście lat pracowała, raz było lepiej, raz gorzej – ale praca i dochody były.  Od paru lat jednak jest źle – nie ma pracy, wysyła CV, na które rzadko ktoś odpowiada, a jeśli już – to nie przechodzi do kolejnych etapów rekrutacji.  Nie wie, co robić.

Czy dobrze zrobiła, przychodząc na ustawienia?  Może powinna pójść do coacha, do doradcy zawodowego albo zainwestować w profesjonalnie napisane CV?

A może po prostu ma niewystarczające kompetencje?  Jest tyle szkoleń, kursów, bez problemu może pójść na studia podyplomowe i na pewno z pracą będzie potem lepiej.

Z drugiej strony – „wiadomo, jak wygląda rynek, działy HR mają nierealistyczne oczekiwania, więc bez znajomości nic nie uzyska”.

No właśnie.

Co zrobić w sytuacji takiego „utknięcia” czy innych problemów zawodowo-biznesowych?

Bez wątpienia, warto spojrzeć na siebie chłodnym okiem.   Rynek pędzi, transformacja cyfrowa przedefiniowała zawody i kompetencje w nich wymagane (można porównać, czego wymagano np. na stanowiskach związanych z marketingiem dziesięć lat temu i teraz), a „kto nie idzie do przodu, ten się cofa”.   Sesje z coachem biznesowym czy mentorem mogą przynieść wiele ciekawych wglądów i pomóc w określeniu kompetencji koniecznych do zdobycia wymarzonej pracy, awansu czy podwyżki.   Bywa, że nasze problemy wynikają z braku dobrego rozeznania na rynku pracy albo z błędów, które łatwo możemy wyeliminować.

Ale bywa inaczej.

Ktoś zakłada firmę, ta upada, mozolnie się podnosi, osiąga sukcesy – i znów upada.   I tak ciągle.

Ktoś, mimo bardzo wysokich kompetencji i wyników pracy, jest w swojej firmie „niewidoczny”, pomijany przy awansach.  To się powtarza w kolejnych miejscach pracy.

Ktoś zawsze trafia na mobbingującego szefa, a inna osoba – często jest oszukiwana (np. w jednej pracy okazało się, że pracodawca nie płacił ZUS-u, w innej pracy – nie dostaje całej pensji).

Można oczywiście powiedzieć, że są to sytuacje nieprzyjemne, ale normalne – tak wygląda świat, a „życie to nie bajka”.  Wystarczy np. spojrzeć na statystyki, ile nowych firm przetrwa trzy lata na rynku.  Mało.

Można także powiedzieć, że „każdy jest kowalem swojego losu” i dostajemy to, po co sięgamy.  Jeżeli jesteśmy w pracy „niewidoczni” – pokażmy się, pobrylujmy na imprezie firmowej, zagadajmy do prezesa przy porannej kawie (jeśli oczywiście są w firmie takie zwyczaje).    Jeśli nasza firma wciąż upada, poszukajmy racjonalnych powodów – zły wybór dostawców?  Niekorzystne dla nas kontrakty?  Może trzeba zmienić prawnika albo ubezpieczać się od ryzyka zmiany kursu walut?

Niewątpliwie, warto zacząć od takiej refleksji, aby zrozumieć aspekt biznesowy tych porażek i problemów.

Bywają jednak sytuacje, gdy racjonalne sposoby zawodzą.   Nie potrafimy zrozumieć, dlaczego dzieje się to, co się dzieje albo mimo wprowadzonych zmian problem ponownie występuje.

Co dalej?

Niektórzy w tym momencie przychodzą na ustawienia systemowe.    Czują się bezradni.  Wypróbowali wielu metod, ale wciąż mają poczucie, że nie mają wyjścia, że są w spirali klęsk.   Poprawili wszystko, co było w ich mocy – a krach przychodzi zupełnie innej strony, zgodnie z powiedzeniem „jak nie kijem go, to pałką”.  Przeczuwają, że ich problemy są objawem czegoś większego, przypływają do nich od kogoś innego.

W tym momencie osoby twardo stąpające po ziemi, kowale swojego losu, uśmiechają się pobłażliwie.  Zawsze jest przecież racjonalny powód.

Trudno się z tym nie zgodzić – zawsze jest jakiś racjonalny katalizator niepowodzenia.  Zawsze może się znaleźć kandydat lepszy niż my, zawsze może zdarzyć się zawirowanie polityczne wpływające na nasz biznes, zawsze zdarza się coś, co powoduje, że to właśnie my nie odnosimy sukcesu, ponosimy porażkę, upadamy.

 

 

Często takie myślenie doprowadza do tego, że zaczynamy czuć się bezradni wobec świata, co paraliżuje działanie.   Zaczynamy szukać winy w sobie.   Nie zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną – do niczego się nie nadaję.    Pracodawca mnie oszukał – widać jestem głupi i na to zasługuję.  Mądry by się nie dał oszukać.  

Jeżeli dopuścimy jednak, że nie wszystko zależy od nas, że jest jakaś część, która wymyka się poza dobre standardy zarządzania swoją karierą, firmą czy finansami, może okazać się, że jest nam łatwiej i paradoksalnie – problemy się rozwiązują lub wyciszają.

W pracach ustawieniowych pokazują się praprzyczyny problemów zawodowych.  Na przykład, osoba „niewidoczna” w pracy, na poziomie duchowym jest silnie związana z wykluczonym członkiem rodu z poprzednich pokoleń.  Nie można było o nim mówić, nie można było na niego patrzeć.  Ktoś musiał przejąć jego los i go symbolicznie odtwarza.

Zdolny przedsiębiorca, któremu upadają firmy, widzi w ustawieniu, że jego firma „patrzy” na bliskiego członka rodziny, który zginął w wypadku.  Nie do końca przeżyta żałoba i poczucie winy (ja żyję, a ty nie) sprawiają, że w firmie pojawia się ruch do śmierci, ku dołowi.  Ten ruch jest tak silny, że nie można go powstrzymać.  Firma upada.

Warto zaznaczyć, że powyższe przykłady dotyczą konkretnych ludzi i ich historii rodowych.  Dany objaw (np. brak pracy) może mieć różne praprzyczyny.  Nie ma tu sztywnych reguł.  Hellinger mówi „sukces ma twarz matki”, ale nie oznacza to, że każdy nasz problem zawodowy, biznesowy czy finansowy jest związany z matką.

Jak widać, praprzyczyny problemów mogą być pozornie niezwiązane z problemem.   Bywa, że są bardzo odległe i niezrozumiałe (bo nie zawsze rozumiemy, co się dzieje w ustawieniu, wielu historii rodowych nie znamy).  Przyjęcie ich wymaga otwartości na metafizyczny aspekt życia.   Nie zawsze jest to łatwe dla osoby pracującej w biznesie, który zazwyczaj opiera się na racjonalnych przesłankach.

Często pojawia się pytanie od uczestników warsztatów: no dobrze, zobaczyłem, że taka może być przyczyna, ale co ja mogę z tym zrobić?

Po pierwsze, samo zobaczenie tego, z czym rezonujemy może być wyzwalające.   Widzimy, czujemy, że to nie jest moje.  Dzięki temu łatwiej nam jest stanąć we własnym życiu.

Po drugie, ustawienie często płynie do rozwiązania (na tyle, na ile my oraz nasz system rodzinny jesteśmy gotowi).   Wykluczeni znajdują swoje miejsce, przerwany ruch do kogoś ważnego może być dopełniony, żałoba może być przeżyta.   Kończy się uwikłanie.

Czy to działa?  To kolejne pytanie.  Ustawienia działają zawsze, jeżeli jesteśmy wystarczająco odważni i zmotywowani do głębokich zmian w sobie.   Niektórzy zauważają drobne zmiany, u niektórych ustawienia przynoszą spektakularne efekty.  Nie da się tego przewidzieć ani zagwarantować.   Praktyka wskazuje, że ustawienia zazwyczaj działają silniej u osób, które przychodzą z prawdziwym cierpieniem i wielką motywacją do zmiany.  W ich pracach jest więcej energii, która daje paliwo do zmiany.

Kobieta, której przykład podałam na początku artykułu, zobaczyła, że jest uwikłana w historię, która nie należy do niej.   Niesie żałobę swojej matki po nienarodzonych dzieciach.  To odbiera jej energię oraz poczucie, że ma prawo do szczęścia i sukcesu.

Mam nadzieję, że odkrycie i przepracowanie tej historii pomoże jej w zdobyciu wymarzonej pracy.   Powodzenia!

 

dr Anna Kuberacka