Najważniejszym czynnikiem leczącym w psychoterapii jest postawa terapeuty, którą nazywam duchową miłością. Dla efektów terapii mniejsze znaczenie mają techniki, interwencje czy założenia teoretyczne, kluczowe zaś jest nastawienia terapeuty do klienta. Dotyczy to wszystkich nurtów psychoterapii. Możemy mieć cały arsenał różnych metod i technik a bez miłości będziemy bezużyteczni.
W szkołach psychoterapii mówi się o szacunku i empatii do klienta. Większość terapeutów patrzy ze współczuciem na traumatyczne przeżycia klientów I ich trudności. Ale czy wszyscy oni lubią swoich klientów? A może tylko jest im ich żal?
A przecież najskuteczniejszym lekiem jest miłość. Rozumiem ją tu jako autentyczną sympatię i życzliwość do klienta. Owa duchowa miłość jest cierpliwa, czuła i dobrotliwa. Dostrzega potencjał klienta, jego wewnętrzne piękno i zachwyca się nim. Widzi i wzmacnia zdolność klienta do transformacji i rozwoju. Inspiruje i daje wolność. Jeżeli stosuje konfrontacje to zawsze z życzliwością.
Taka miłość płynie z serca. Nie mówi się o niej, ale klient ja odczuwa i uczy się patrzeć na siebie w sposób, w jaki patrzy na niego terapeuta – z miłością i uznaniem. Zaczyna traktować siebie tak, jak traktuje go terapeuta – z szacunkiem i wyrozumiałością. Kiedy czuje się lubiany, to nabiera pewności, że zasługuje na sympatię, że jest dobry i właściwy.
Prawdziwej miłości nie da się udawać ani nauczyć na kursach. Klient zawsze rozpozna fałsz. Serca nie da się oszukać.
Ostatecznie najważniejszym celem terapii jest to, żeby klient pokochał siebie. Może to zrobić tylko wtedy, kiedy terapeuta patrzy na niego z miłością. Tylko wówczas może zinternalizować życzliwość terapeuty jako miłość własną.
Jeżeli terapeuta nie lubi swojego klienta, to choćby stosował najskuteczniejsze metody, jego pomoc będzie nieskuteczna.
Tak jak roślina do wzrostu potrzebuje dobrej ziemi, wilgoci i słońca, tak terapeuta potrzebuje wiedzy, umiejętności i serca.
Małgorzata Rajchert-Lewandowska