Często spotykam się z tematem pomocy psychoterapeutycznej dla dzieci. Czasem rodzice pytają czy dzieci i młodzież mogą brać udział w ustawieniach. Pojawiają się też prośby o polecenie psychoterapeuty dla dziecka. Chciałabym w tej sprawie zabrać głos.

Otóż moim zdaniem praca z samym dzieckiem jest błędem. Spotkania dziecka z psychologiem mogą wręcz szkodzić małemu pacjentowi. Psychoterapeuci rodzinni (systemowi) nie pracują z dziećmi. Podkreślają, że dziecko jest wydelegowane do terapii a problem dziecka jest w istocie objawem dysfunkcji rodziny.

Bert Hellinger nigdy nie pracował z samymi dziećmi. Dziecko jest połączone z rodzicami i niesie to z czym ci sobie nie radzą. Dzieci i wnuki rezonują z traumami rodziców i dziadków i przeżywają to co dorośli tłumią i wypierają. Można powiedzieć, że w swoich trudnościach, chorobach, zaburzeniach zachowania czy zaburzeniach emocjonalnych dzieci połączone są z trudnymi doświadczeniami przodków. Mówimy, że dzieci „patrzą” tam, gdzie nie odważają się popatrzeć rodzice, dziadkowie i inni członkowie systemu.

Dlatego to nie dziecko ma problem. Problem ma rodzina. Kiedy dziecko jest chore, to uzdrowienia wymaga cały system rodzinny. Dzieci odczuwają stłumione emocje rodziców np. poczucie winy, gniew, ból.  Jeżeli rodzice mają problem w relacji ze sobą, to dziecko będzie „odwentylowywać” niewyrażone uczucia rodziców. Ono będzie czuć ich napięcie i odreagowywać poprzez jakieś złe zachowanie np. poprzez agresję, problemy w nauce czy sięganie po dopalacze itd. Dlatego też nie powinniśmy pracować z samym dzieckiem, bo dziecko jedynie pokazuje co się dzieje w systemie.

Podobnie jak Bert Hellinger widzą tę kwestię psychoterapeuci rodzinni. Mówi się, że dziecko jest delegowane przez system do tego, żeby pokazać, gdzie system kuleje, gdzie jest jakaś blokada. A skoro dziecko jest delegowane, to praca z dzieckiem w oddzieleniu od terapii rodziców jest szkodliwa. Dlaczego?

Po pierwsze: kiedy pracujemy tylko z dzieckiem, dajemy mu nieświadomy przekaz, że jest „zaburzone” i wymaga „naprawy”. Tymczasem tak nie jest. To nie dziecko potrzebuje pomocy. Nie ono ma problem. Problem ma rodzina lub rodzice jako para. Często jednak rodzice wolą myśleć, że to dziecko jest „zbyt delikatne” czy znerwicowane, niż przyznać się przed sobą, że to oni mają problem (lub któreś z nich).

Badania wykazały, że ludzie, którzy w dzieciństwie chodzili na terapię mają tendencję, żeby pozostawać w terapii latami, również w dorosłym życiu. Dlaczego?

  Na poziomie nieświadomym dziecko, które chodzi do psychologa wyciąga wniosek, że coś jest z nim nie tak. Takie dziecko czuje się inne i gorsze. Owo przekonanie działa potem jako samospełniająca się przepowiednia i nawet dorosłym trudno przerwać to błędnego koło.

Po drugie: terapia samego dziecka jest nieskuteczna. Nawet jeżeli następuje poprawa u dziecka, to jest ona krótkotrwała. Dziecko pozostając pod opieką rodziców, którzy się nie zmieniają wchodzi w te same, szkodliwe mechanizmy. Objaw wraca, gdyż dziecko jest połączone z tym z czym nie radzą sobie rodzice. Dlatego nie można leczyć dziecka w oddzieleniu od rodziny.

To samo dotyczy ustawień.  Nie ma potrzeby, żeby dziecko uczestniczyło w ustawieniach. Wystarczy, że na ustawienia przyjdą rodzice. Dorośli odciążają dzieci wzmacniając siebie i przepracowując swoje wyparte historie i stłumione emocje. Pracując z osobistymi i rodowymi traumami uwalniają dziecko. Zmiana u rodziców wywołuje zmianę u dziecka.

Jeszcze jedno. Pamiętajmy, że w ustawieniach odsłaniają się traumy. Czasami są to dramatyczne historie, o których nawet nie wiemy. Pokazują się np. śmierci dzieci, morderstwa, wojenne zbrodnie czy aborcje itp. Czy naprawdę chcemy żeby dziecko to widziało?  To nie są obrazy dla oczu i uszu. 5, 10, a nawet 15-stolatka? Np. dziecko w swojej chorobie autoimmunologicznej może być połączone z poczuciem winy matki, która dokonała aborcji. Dziecko niesie jej ból i chorując próbuje pokutować w jej imieniu. To byłoby szalenie obciążające dla dziecka dowiedzieć się o aborcji matki. Oczywiście na poziomie nieświadomym dziecko o tym wie. Chodzi jednak o to, żeby uzdrowienie dokonało się także na poziomie energetycznym, nieświadomym, bo na świadomą pracę z traumami rodzinnymi dzieci są po prostu za małe. To jest zadanie dla rodziców. Praca rodziców wpływa na dzieci i przynosi im ulgę. Bowiem wszyscy w rodzinie są ze sobą połączeni i zmiana w sercach rodziców przynosi pozytywną zmianę u dzieci.

 

Małgorzata Rajchert-Lewandowska