W kręgach osób zainteresowanych ustawieniami systemowymi czy totalną biologią można spotkać się z myśleniem, że choroba jest przejawem konfliktu wewnętrznego i świadczy o „nieporządku w duszy”. Często czytam sformułowania w stylu: „skoro chorujesz, to masz coś do przepracowania.” Albo: „chorujesz bo nie chcesz spotkać się z czymś trudnym w sobie.”

Takie treści budzą mój sprzeciw. Brzmią niemal jak obwinianie w stylu „sam jesteś sobie winien”. To okrutne, niesprawiedliwe a przede wszystkim nieprawdziwe.

Nie zawsze bowiem choroba jest skutkiem wypartych traum czy stłumionych emocji. Często przynależy do losu. Nierzadko jest karmicznym oczyszczeniem. Bywa, że jest niezbędna dla duchowego rozwoju.

Miarą dojrzałości emocjonalnej i duchowej jest nie tyle zdrowe ciało, co stosunek do przemijania i chorób. Można być zdrowym i niedojrzałym. Można być duchowo wielkim i mieć chore ciało. 

Znam osoby przewlekle chore, które są zaprzyjaźnione ze swoją przypadłością. Nie użalają się nad sobą, cieszą się życiem w granicach, które wyznacza choroba i realizują swój potencjał w służbie innym. Właśnie im pragnę powiedzieć: jesteście dla mnie inspiracją, największymi nauczycielami pogody ducha i pogodzenia się z losem. Dziękuję Wam!

Małgorzata Rajchert-Lewandowska