Bert Hellinger powiedział: „sukces ma twarz matki”. Jak to rozumieć?
„Wraz z matką przyjmujemy nasze życie. Przyjmujemy je na tyle na ile jesteśmy wstanie przyjąć ją samą.
Takie przyjmowanie jest aktywne. Musimy ssać, aby mogło płynąć jej mleko. Musimy wołać, aby przyszła. Musimy się cieszyć z tego, co nam daje w prezencie. To ona nas ubogaca.
W późniejszym życiu zauważyć będzie można, że ten, komu udało się w pełni przyjąć swoją matkę, w taki sam sposób będzie odnosił sukcesy i zazna szczęścia.
Tak jak ktoś odnosi się do swojej matki, tak też odnosi się do swojego życia i do swojego zawodu. Jak długo odtrąca swoją matkę, tak długo odpycha od siebie swoje życie, swoją pracę i swój zawód. W podobny sposób i tak samo długo odrzuca go jego własne życie, jego praca i jego zawód.
Tak jak ktoś cieszy się swoją matką, tak życie cieszy się nim a tym samym radość ma z niego też jego praca. Tak jak jego matka mu daje coraz więcej i więcej, jeśli przyjmuje od niej z miłością, tak samo jego życie i jego praca obdarowują go sukcesami w równym stopniu.
Ten, kto ma do swojej matki pretensje, staje przeciwko szczęściu i życiu. Jeśli matka widzi w jego oczach zarzuty i odrzucenie, wtedy życie i sukces odsuwają się od niego.
Gdzie zaczyna się nasz sukces? Zaczyna się przy naszej mamie.”
To słowa Hellingera. Ale jak przyjąć matkę i cieszyć się nią? Jak to zrobić, jeżeli zaznaliśmy w dzieciństwie odrzucenia, opuszczenia, lęku o swoje lub jej życie albo bólu i przemocy…?

Wielu ludziom na drodze do przyjęcia matki staje wczesne doświadczenie rozdzielenia z nią. Gdy w kresie niemowlęcym czy wczesnodziecięcym matka była nieobecna fizycznie np. byliśmy z nią rozdzieleni leżąc w inkubatorze, bądź byliśmy oddani na jakiś czas, to takie doświadczenia powodują głębokie zmiany w naszej psychice i w późniejszych zachowaniach. Ból rozdzielenia jaki przeżywa dziecko, bezradność z powodu nieobecności matki, rozpacz i lęk, przeżywany jako lęk o życie, są tak trudne, że dziecko zamienia te uczucia w złość i podejmuje decyzję: „nie potrzebuję matki” „poradzę sobie samo”.

Kiedy matka wreszcie pojawia się po nieobecności, dziecko wewnętrznie i zewnętrznie nie jest w stanie już do niej podejść. Czuje się wewnętrznie samotne i mimo bólu i starań matki nie potrafi przekroczyć bariery samotności.
Z tym uczuciem samotności i oddzielenia dziecko idzie dalej w życie. W dorosłości nie potrafi zaspokajać swoich emocjonalnych potrzeb, ma trudność z braniem od innych. Taki człowiek stara się być samowystarczalny, trudno prosić mu o pomoc, trudno przyjmować wsparcie i czułość innych. Tę samą samotność i rozdzielenie które przeżył z matką przeżywa w relacji z partnerem. Zamiast wewnętrznie podejść do partnera, czeka aż on przyjdzie do niego.
A kiedy partner podchodzi trudno mu wytrzymać tę bliskość i wycofuje się wewnętrznie. Takiej osobie trudno otworzyć się na drugiego człowieka. Tak samo trudno jest jej wytrzymać bliskość własnego dziecka.
Na szczęście działanie tych wczesnodziecięcych doświadczeń możemy przekroczyć w późniejszym życiu. Wówczas mamy szansę z tych trudnych doświadczeń zyskać szczególną siłę. Często pomaga w tym psychoterapia a także ustawienia systemowe. Pomagają nam w odzyskaniu własnej sprawczości i mocy.
Proponuję Wam medytację, która jest pierwszym krokiem do przekroczenia dziecięcej traumy rozdzielenia z matką:
Zamykasz oczy i wracasz wewnętrznie do sytuacji z dzieciństwa, kiedy tęskniłaś/eś za mamą, potrzebowałaś/eś jej a jej nie było lub była nieobecna emocjonalnie.
Czujesz się znów jak tamto dziecko. Patrzysz w oczy swojej mamie z tamtego czasu, czujesz to wszystko co czułaś/eś wtedy: rozpacz, rozczarowanie, ból a może wściekłość i bezradność…
Mimo tych wszystkich trudnych uczuć które się pojawiają, ruszasz ku niej krok po kroku. Twoim celem jest dotarcie do poczucia bezpieczeństwa, do spokoju, do błogości jaką daje przytulenie do mamy, ciepło jej ciała i objęcie jej ramion.
Z każdym krokiem przystajesz, patrzysz mamie w oczy, aż poczujesz siłę i odwagę do następnego kroku. Poruszasz się tak długo, aż ostatecznie dotrzesz do mamy i padniesz w jej ramiona.
Pozwalasz się jej mocno objąć i trzymać. Pozwalasz, by jej miłość wypełniła cię. Docierasz tym samym do jej serca, do tej miłości, której może w dzieciństwie nie zaznałeś zbyt dużo, bo była ukryta pod trudnymi zachowaniami mamy wynikającymi z jej obciążeń i jej traum.
Uczucie bezpieczeństwa, którego doświadczamy dzięki tej pracy, pozwala nam odbudować poczucie własnej wartości i sprawczości. Bezruch, czekanie aż miłość i sukces same przyjdą do nas przekształcamy w aktywny ruch ku ludziom i sukcesowi.

Małgorzata Rajchert-Lewandowska